jesteś na stronie klasztoru Lublin

Wyszukiwarka
Wyniki wyszukiwania:

klasztor

Żadna radość, żadna przyjemność, żadne piękno stworzeń nie potrafi przywiązać serca ludzkiego, nie potrafi go nasycić. Wszelkie bogactwo, nie jest Bogiem, jest dla mnie nędzą. -św. Bonawentura z Bagnoregio

Zbigniew Jóźwik

Zbigniew Jóźwik urodził się 19 stycznia 1937 roku w Opolu Lubelskim. W 1962 roku ukończył studia chemiczne w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i rozpoczął prace w Zakładzie Fizjologii Roślin na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi UMCS. W 1971 roku obronił pracę doktorską na tym Wydziale i objął stanowisko adiunkta. Pracę na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej zakończył w 2003 roku.

Praca naukowa obejmowała badania nad izolacją drobnoustrojów wykazujących działanie antagonistyczne wobec prątków gruźlicy, obecność metali ciężkich w glebach i roślinach tundry, zajmował się ponadto propolisem, ekstraktami z pąków topoli i antybiotykami produkowanymi przez bakterie z rodzaju Bacillus. Uczestniczył w 6 wyprawach na Spitsbergen (1987, 1989, 1991, 1993, 1995, 2000).

Jest autorem 40 publikacji naukowych. Członek Klubu Polarnego Polskiego Towarzystwa Geograficznego i Polskiego Towarzystwa Biochemicznego.

Uprawia grafikę artystyczną i użytkową. Członek Związku Polskich Artystów Plastyków. Współzałożyciel studenckiej Grupy Plastycznej „INOPS” (1957), Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Lublinie (1964), Galerii „Ekslibris” (istniejącej do końca lat 80-tycli) przy Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki w Lublinie. Zapoczątkował w roku 1982 Biennale Współczesnego Ekslibrisu Lubelskiego. Organizator wielu wystaw grafiki i ekslibrisu w Lublinie. Wydał dwanaście tek ekslibrisowych i sześć tek grafik (w tym 2 spitsbergeńskie). Wykonał ponad 600 ekslibrisów (w technikach linorytu, drzeworytu i suchej igły). Jest twórcą ponad 200 grafik (w tym cykli: „Spitsbergen”, „Stawanie się”, „Osiedla ludzkie”, „Madonny”, „Krzyże”). Laureat wielu nagród i wyróżnień (m.in. XV Międzynarodowego Kongresu Ekslibrisowego w Bled – Jugosławia, konkursu w Portoroż – Jugosławia, nagrody im. Św. Brata Alberta Chmielowskiego za wybitne osiągnięcia w grafice religijnej, nagrody „Złotej Płytki”, „Złotego Płomienia”, „Złotej Palmy”, przyznanej przez Accademia Italia delle Arti e del Lavoro). Autor ponad 70 artykułów na temat grafiki i ekslibrisu. Zajmuje się ponadto grafiką książkową. Ilustrował m.in. utwory Adama Mickiewicza, Karola Wojtyły, Czesława Miłosza, Sergiusza Riabinina. Jest autorem ilustracji do publikacji „Z dawna Polski Tyś Królową. Koronowane wizerunki Matki Boskiej”. Swoje prace eksponował na blisko 70 wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą (Niemcy, Czechy, Słowenia, Litwa, Estonia). W Morsbach (Niemcy) prowadził kilkakrotnie szkolne warsztaty graficzne. Członek wielu związków twórczych w kraju i za granicą. Akademik ze złotym medalem Włoskiej Akademii Sztuki i Pracy.

Bibliofil. Członek Lubelskiego Towarzystwa Miłośników Książki, jak również wielu innych towarzystw bibliofilskich. Kawaler Orderu Białego Kruka ze Słonecznikiem i członek Kapituły Orderu (od 1999 roku – Pieczętarz Kapituły). Obecnie pełni funkcję wiceprezesa LTMK. Członek Towarzystwa Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego.

Zbigniew Jóźwik. O sobie i nie tylko

W rozważaniach nad obecnością człowieka w otaczającym go świecie, relacjami z Panem Bogiem, na granicy twórczości naukowej i artystycznej, wracam do miejsc, które wyzwoliły znaki miłości, szczęścia, zadumania, poznawania nowego. Pozostawiły także obawy o jutro, a często nawet protest.

 

Łączyłem na co dzień i wciąż łączę, badania naukowe przyrodnika z kształtowaniem wizji plastycznych w pracowni rytownika i rysownika. Światy te zaistniały w tym samym człowieku, choć przecież niekiedy innym… Innym – bo tworzywo odmienne; tym samym – bowiem tu i tam poszukiwanie prawdy.

 

Czy można łączyć ze sobą tak odległe, na pozór, przestrzenie? Czy można łączyć naukę i sztukę? Przychodzi mi tu z pomocą wybitny polski uczony, przyrodnik, myśliciel i humanista – Ludwik Hirszfeld, który w swoich rozważaniach o nauce i naukowcach zapisał taką oto myśl:

 

Jestem przekonany, że istnieje
pokrewieństwo między twórczością
naukową i artystyczną.

 

Słowa te można ująć jeszcze krócej:

 

Nauka i sztuka łączą się
w twórczości.

Myślę, że jeżeli pracownik naukowy nie jest twórcą, spełnia tylko rolę wykształconego specjalisty. W pewnym sensie – siły technicznej, niezbędnej zresztą. Podobnie jest także w dyscyplinach artystycznych. Można znakomicie opanować warsztat grafika, miedziorytnika czy drzeworytnika, posiąść umiejętności gry na skrzypcach, a być tylko rytownikiem czy muzykantem – a nie artystą. Jeden z moich profesorów uniwersyteckich, Andrzej Waksmundzki z Waksmunda często nam powtarzał:

 

Są chemicy i chemikanci
tak jak są muzycy i muzykanci.

 

Zainteresowania moje, te naukowe i te artystyczne, wzajemnie się przenikają. Jednoczy je zawsze niepokój twórczy. Zarówno w badaniach naukowych jak i twórczości artystycznej docieram w szczególności do miejsc styku, a może raczej staram się docierać…. Próbuję odbierać zdarzenia i przetwarzać je, realizując zaistniałą myśl. Myślę, że na granicy załamania dnia i wieczora staje się przedwieczerz. Podobnie jak brzask, który nie jest już nocą, ale przecież jeszcze nie porankiem… U Bolesława Leśmiana w wierszu „Przedwieczerz” czytamy:

To nie wieczór, choć oczy
zawczasu się żalą,
że co było pobliżem –
wnet będzie oddalą.

 

To w takich chwilach, w określonych miejscach staje się nowe. Jeżeli twórcy uda się uchwycić moment styku zdarzeń, jest blisko realizacji. Jeśli jest blisko otarcia się chociaż o te zdarzenia.

 

Z podwórka nauki warto zwrócić uwagę na fakty tworzenia się nowych dyscyplin, a nawet kierunków naukowych. Dla przykładu, w naukach przyrodniczych biochemia zrodziła się z chemii i biologii; podobnie biofizyka, która nie była już tylko fizyką czy biologią. To w takich chwilach i w takich miejscach tworzy się twórczość, ta naukowa i ta artystyczna.

 

Wciąż wracam do wspomnień, które są trwałymi śladami w moim życiu. Kiedyś napisałem:

 

Wspomnienia –
jak dobrze, że są.
Te dobre – radują,
te złe – oczyszczają
(II/2016)

 

Wspomnienia są także zaczynem pomysłów i kluczem twórczym.

 

Wspomnienia krajobrazów z domu ojców, ogrodu pełnego kwitnących drzew, „malinowych chruśniaków”, kolorowych zadumań  – raz czerwienią, to znów bielą zimy. Wspomnienia topól za oknami domu, co w Leśmianowskim „roztopoleniu” u nieba były. One wszystkie u progu domu rodzinnego były.

 

Na początku 1981 roku straciłem dom rodzinny w procesie wywłaszczenia. Straciliśmy wraz z rodziną ogród… Pozostały wspomnienia, żal, a nawet protest!

Protest.

W dniu 10 marca 1981 roku o godzinie 13-tej, zmuszony przepisami o wywłaszczeniu pod budownictwo mieszkaniowe gruntów na terenie miasta, podpisałem w Urzędzie Notarialnym w Lublinie WYROK na nasz dom z ogrodem (20 100 m2) i dobytkiem, na naszą Jóźwiczówkę. Podpisałem wyrok na konia Kubę, krowę, psa Kajtka i kury, 184 jabłonie, 24 grusze, 159 śliwy, 42 wiśnie, 5 czereśni, 13 orzechów włoskich, 13 leszczyn, 337 agrestów, 173 czarnych porzeczek, 194 czerwonych porzeczek, ponad 100 malin, 5 topoli, 1 klon, 1 lipę, 2 jesiony, 1 wierzbę, 1 dąb, 1 brzozę, 2 kaliny, 1 kasztan, 1 sumak, 2 sosny, 3 świerki, 5 jałowców, 8 bzów, 10 jaśminów, 1 tamaryszek, 2 pigwy, 2 mahonie, 2 bukszpany, 3 winne latorośle, 1 migdałowiec, 25 śniegulinek, 9 piwonii, 32 róże i wiele, wiele bylin, budynki gospodarcze z oborą, stajnią, spichlerzem, garażem i piwnicą a także drogą do domu i wreszcie całą atmosferą moich Ojców. Jako forma protestu, o tym smutnym wydarzeniu, zawiadamiam wraz z matką Sabiną, żoną Barbarą i dziećmi Magdą i Maćkiem, naszą Rodzinę znajomych i przyjaciół.

 

Zbigniew Jóźwik
były Pan na Jóźwiczówce

 

I nagle zrodziła się myśl zaznaczenia tego wszystkiego w grafikach. Powstaje cykl linorytów pt. „Osiedla ludzkie”, z wieżami Babel naszych czasów. Powstaje także cykl pt. „Krzyże” – krzyży osamotnionych na nowych osiedlach. Rodzi się potrzeba poszukiwania nowego miejsca dla życia, bo jak napisał mój przyjaciel, poeta i przyrodnik Sergiusz Riabinin:

 

Rosnąć można tylko z ziemi
a po asfalcie można się tylko
toczyć!

Pieniądze z wywłaszczenia naszego majątku ledwie wystarczyły na zakup połowy 10. letniego „bliźniaka” z niewielką, sześciusetmetrową działką. W połowie września 1981 roku przenosimy się do Jóźwiczówki II przy ul. Parysa 46, także w Lublinie.
Okazuje się, że po opuszczeniu domu przez poprzedniego właściciela budynek wymaga generalnego remontu. Potrzebne są pieniądze, których nie mamy, a więc – pożyczka! Pamiętny dzień 13 grudnia zastaje nas w pomieszczeniach „jako tako” urządzonych – zamiast firanek i zasłon wiszą obrusy. Czas jakby stanął w miejscu. Co będzie z Polską? Ale to osobny temat do wspomnień.

 

W roku 1987 otrzymałem propozycję wyjazdu na Spitsbergen. Otworzyły się nowe perspektywy badań naukowych, a także nowe możliwości obcowania z przyrodą – Arktyki. Wyjeżdżałem po nowe doznania.

 

To tam, na Spitsbergenie zdałem sobie sprawę z faktu, że w przyrodzie istnieje jedność wszelakich przejawów życia. Zdałem sobie sprawę, będąc przecież przyrodnikiem, z niedorzeczności szufladkowania przez człowieka owych procesów. Pomyślałem – ktoś przecież tym wszystkim kieruje… Zdałem sobie sprawę z faktu należnego miejsca dla wszystkich stworzeń; od człowieka po świat mikroorganizmów. W tym wędrowaniu, w tym marszu przez przyrodę, w przekraczaniu progów w poszukiwaniu odpowiedzi na szereg nurtujących mnie pytań, rodziły się nowe obrazy twórcze, chociażby te o procesach stawania się: człowieka, ptaka, chmur czy kamienia.

 

Arena współżycia nauki i sztuki przybliża nas do istoty postrzegania przemian, jakie zachodzą w otaczającym nas świecie, w konkretnym środowisku. To tam, na Spitsbergenie uzmysłowiłem sobie, że jestem tylko jednym z elementów środowiska, i to wcale nie najważniejszym, że jestem tylko przechodniem, a gospodarzami są tam zwierzęta, rośliny i cały mikroświat.

 

Świat arktyczny powalił mnie na kolana. Wciąż pytałem… Podobno tylko święci nie zadają pytań. W Ich słowniku nie ma słowa „dlaczego?” Ja pytałem. Oto niektóre z owych pytań, które stawiałem:

 

xxx

Dla kogo kwitnie skalnica na Tundrze
a porosty czernią
to znów wysrebrzają kamienie?

Dla kogo chmury wędrują nad fiordem
a nunataki
przybliżają lodowce?

Dla kogo rybitwa wysiaduje pisklęta
a lis polarny
zmienia jesienią futro?

Dla kogo renifer zrzuca rogi
a biegus
strzeże potomstwa?

Dla kogo rzeki spływają do morza
a lody lodowców
niebieszczeją?

Dla kogo Panie stroisz tę wyspę
i strzeżesz jej tajemnic?

Dla kogo Panie?
Calypsobyen na Spitsbergenie,

sierpień 1987.

 

*

Te dwie linie mojego życia, wciąż przenikające się, te dwa szlaki twórcze…

 

W obrębie twórczości plastycznej (grafika i rysunek) dotyczą grafiki warsztatowej, grafiki użytkowej, ilustracji książek, głównie poezji, i ekslibrisu.

 

Odnośnie nauki – całe akademickie życie nauczałem studentów fizjologii roślin i niektórych zagadnień mikrobiologicznych, a w badaniach naukowych zajmowałem się lekami przeciwgruźliczymi pochodzenia naturalnego, izolowanymi głównie z bakterii glebowych i przewodu pokarmowego larw mola woskowego Galleria mellonella L., a także skażeniem metalami ciężkimi roślin i gleb w Polsce i na Spitsbergenie.

 

*

Powróćmy wszelako do początku. U początku urodziłem się z Matki Sabiny Kalinowskiej i Ojca Feliksa Jóźwika 19 stycznia 1937 roku w szpitalu w Opolu Lubelskim.

 

Po urodzeniu wieziono mnie saniami, opatulonego w pierzynę, do domu w Wandalinie, 10 km od Opola Lub. Była wtedy śnieżna i mroźna zima. Rodzice moi gospodarowali na kilku morgach ziemi. Ojciec, mając zawód kołodzieja, dorabiał wykonywaniem wozów chłopskich i sań. Wciąż myślał o sadownictwie, czemu się później poświęcił.


W rodzinnej wsi spędziłem okupację niemiecką i pięć lat po wojnie. Tam też ukończyłem 6 klas szkoły podstawowej. Z tamtego, dziecięcego okresu pozostały w mojej pamięci niektóre zdarzenia, szczególnie wyraziste w swej dramaturgii.


Pamiętam, jak w roku 1942, podczas zasadzki na Niemców zorganizowanej przez oddział BCh, ginie z rąk okupanta pod Józefowem nad Wisłą Kazimierz Makoś. Koledzy przywieźli Go do Wandalina. Pamiętam uroczyste pożegnanie bohatera, zabitego partyzanta Batalionów Chłopskich, zorganizowane na polanie leśnej przez mieszkańców Wandalina. Otwarta trumna i sącząca się po białej koszuli krew, w miejscu śmiertelnej rany na lewej piersi. I moja Mama, która kładzie białą chusteczkę na tej krwi. To wciąż takie wyraziste dla mnie, po 75 latach… Ogromne skupienie zebranych mieszkańców wsi, w pełnej ciszy.


I słyszę głos, komendę Michała Połuszejki, mojego wujka: „Prezentuj broń!” A później, już nocą, pogrzeb, na cmentarzu w Bobach, oddalonych o 5 km od Wandalina.


25 maja 2019 r. minęło 75 lat od tego pamiętnego dnia, a 11 listopada 2019 roku, w 101. rocznicę odzyskania Niepodległości przez nasz kraj, odbyło się poświęcenie nowego nagrobka z pionowo ustawioną płytą kamienną na cmentarzu w Bobach. Wcześniej uczestniczyłem w uroczystej Mszy Św. w Kaplicy w Wandalinie. Piszę o tym wydarzeniu, bowiem na trwale pozostało w mojej pamięci, pamięci 5-cio letniego chłopca. I wyrażam swoją radość, że po moich wieloletnich rozmowach, głównie z nieżyjącym już Kazikiem Smętkiem i Jaśkiem Wójcickim z Wandalina, udało się upamiętnić trwałym obeliskiem miejsce pochówku K. Makosia. Jestem także autorem projektu tego nagrobka.


Z kolejnych wspomnień, już 12. letniego chłopca, ale to nadzwyczaj bolesny dla mnie dzień: jest późna jesień 1946 roku, wczesny poranek w Wandalinie. Błyskawicznie roznosi się we wsi wiadomość o obławie Służby Bezpieczeństwa na mężczyzn. Łapanka jak za okupacji niemieckiej. Mojego Ojca nie ma jeszcze w domu, wcześnie rano wyjechał konnym wozem do sąsiedniej wsi. Zaniepokojona Mama i cały dom, mieszkaliśmy razem z dziadkami. Po pewnym czasie dociera, że i mojego Ojca aresztowano, gdy wracał do domu. Płaczemy razem z Mamą. Po całej wsi płacz kobiet i dzieci… Tego dnia wyłapano 96 mężczyzn;jako formę kary za postawę wsi, „wsi ludowców” współpracujących z AK i BCh. „Dobrze,że Ojciec ubrany był w kożuch” – pamiętam te słowa Mamy.


Ojca, wraz z innymi wyłapanymi mężczyznami, osadzono w Puławach w piwnicach starostwa i tak zwanego „resortu” (SB). Uwięzieni, spali na cemencie, w tym, co mieli na sobie. Nocne przesłuchania, straszenie rozstrzelaniem. A rozstrzelania były, niemal każdej nocy wywożono do puławskich lasów żołnierzy AK, którzy już nie wracali. Tak zginął mój Wujek. Ojciec wspominał później, jak bity był po twarzy, a w okolice nerek uderzany kolbą od karabinu, jak przez wiele godzin przetrzymywany w wodzie po kolana. I wciąż te same pytania, o współpracę z AK i BCh. Oraz propozycje współpracy z SB. Mama robiła paczki żywnościowe i, razem z żonami innych więzionych, docierała do Puław; najpierw 10 km piechotą do Opola, a później tak zwaną „ciuchcią” do Nałęczowa i koleją do Puław. Wszyscy trzymali się dzielnie, choć były przypadki przejścia na współpracę z SB…


Po trzech miesiącach pobytu w więzieniu Ojciec wraca do domu z odbitymi nerkami. Byłem akurat w szpitalu w Lublinie, z zatartymi oczami po częstym płaczu za Ojcem… Zwolna ojciec powracał do zdrowia i myślał, co dalej. Nie widział w Wandalinie miejsca dla siebie i swojej rodziny. Niewielkie gospodarstwo nie było bazą na przyszłość. Rodzice decydują się więc na sprzedaż posiadłości w Wandalinie i, po znalezieniu niewielkiej placówki w Węglinie na przedmieściach Lublina, przenosimy się w 1949 roku do 2. hektarowego ogrodu z drewnianym domem i budynkami gospodarczymi. Przed nami nowe.


Siódmą klasę ukończyłem już w Lublinie. W latach 1950-1954 uczęszczałem do Technikum Chemicznego, uzyskując w roku 1954 świadectwo dojrzałości z tytułem technika technologa browarnictwa oraz… z nakazem pracy na 3 lata. Moje plany na podjęcie studiów wyższych przekreślił dyrektor szkoły, wypowiadając słowa: „ty, wychowanek kapucynów – na nakaz pracy (przez wiele lat byłem ministrantem – ZJ)”. Pomyślałem wtedy, że po odrobieniu nakazu, jednak ukończę studia wyższe.


Po krótkich wakacjach, rozpocząłem, jako siedemnastolatek, od 1 sierpnia 1954 roku nowe życie w Piotrkowie Trybunalskim, na stanowisku młodszego piwowara w Browarze „Brauliński”, pozostającym wówczas pod przymusowym zarządem państwowym. Browar ten, po upaństwowieniu podlegał dyrekcji Łódzkich Zakładów Piwowarsko-Słodowniczych. Rozstanie z domem, rodzicami i utrata szans na studia nie napawały mnie optymizmem. Ojciec odwiózł mnie do nowego miejsca w moim życiu. Po krótkiej wizycie w browarze, zapoznaniu się z jego kierownictwem i miejscem, gdzie będę mieszkał, rozstaliśmy się
na dworcu kolejowym. Zostałem sam…


Na szczęście, okazało się, że trafiłem dobrze. Jednym z pracowników browaru był ostatni właściciel zakładu produkcji piwa, inż. Zygmunt Ditrych, którego wywłaszczono zabierając cały majątek pokoleń. To on otoczył mnie pełną opieką, nie tylko od strony zawodowej; chętnie udzielał wielu dobrych rad. Lubiłem swoją pracę i szybko opanowałem kierowanie browarem od strony produkcyjnej. Wciąż myślałem o studiach wyższych. Dzięki mojemu opiekunowi, który doradził, jak o to walczyć, udało się skrócić nakaz pracy do dwu lat.


Po powrocie do Lublina, dostałem się w 1956 roku, po zdaniu egzaminów wstępnych, na kierunek chemiczny Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Chemicznego Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej. Znów jestem w swoim domu, wśród rodziny i bliskich.


Studia chemiczne, poszerzone o niektóre przedmioty biologiczne, ukończyłem na Wydziałach Biologii i Nauk o Ziemi oraz Matematyczno-Fizyczno Chemicznym UMCS w roku 1962 z tytułem magistra chemii.
Zainteresowanie pograniczem nauk biologicznych i chemicznych wiązało się z moimi przemyśleniami o łączeniu chemii z biologią. Po trzecim roku studiów przeczytałem ogłoszenie w budynku Chemii, że Kierownik Zakładu Fizjologii Roślin na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi UMCS poszukuje studenta chemii, właśnie po 3-m roku, do wykonania pracy magisterskiej. Zgłosiłem się do gabinetu Profesora Adama Paszewskiego, ówczesnego pro-Rektora UMCS i po korzystnej dla mnie rozmowie zostałem magistrantem dwu Katedr na dwu Wydziałach: Katedry Chemii Nieorganicznej Wydziału Mat-Fiz-Chem i Katedry Fizjologii Roślin Wydziału BiNoZ. Miałem pracować ma molach woskowych Galleeia mellonella L., a ściślej na ekstraktach z moli woskowych, i sprawdzać ich antybakteryjne działanie na prątki gruźlicy. Było to dla mnie i tajemnicze, i fascynujące.


Pamiętam, jak pod koniec tamtego spotkania z Profesorem Adamem Paszewskim, w pewnym momencie mnie zapytał: „Czy czyta Pan Pismo Święte?” Odpowiedziałem, że tak. Profesor na to: „A ilu synów miał Jakub?” Trochę zaskoczony tymi pytaniami odpowiedziałem, że wiem – dwunastu. Profesor ciągnął dalej: „A czy potrafi Pan podać imiona niektórych z nich?” Tak się złożyło, że dzięki katechetce ze szkoły podstawowej
z Wandalina znałem imiona wszystkich synów Jakuba. Odpowiedziałem więc, że mogę wymienić wszystkich, co uczyniłem. Profesor uśmiechnął się i był chyba zaskoczony, drążył jednak dalej: „A czy Jakub miał córki?” „Nie wiem” – odpowiedziałem. Wtedy Profesor: „Miał, ale nie pamiętam ile, i jakie miały imiona”. Sprawdziłem w Biblii, było ich trzy. Pomyślałem wtedy: Profesor potrafił powiedzieć studentowi, że czegoś nie wie… Czy to nie świadczy o wielkości człowieka? Obroniłem pracę magisterską pod Jego kierunkiem, był także promotorem mojej pracy doktorskiej.


Wspomnę jeszcze jedno, wyjątkowe z Nim spotkanie, na krótko przed Jego śmiercią. Poprosił mnie do swojego gabinetu, wskazał miejsce, abym usiadł i wypowiedział zaskakujące słowa: „Chciałbym pana przeprosić, ponieważ nie miałem racji, panie Zbyszku”. „Ale za co, Panie Profesorze?” – zaskoczony odpowiedziałem. „Chciałbym Pana przeprosić, ponieważ nie miałem racji, wyrażając swoją opinię, swoje niezadowolenie z faktu uprawiania przez pana twórczości plastycznej”. Było to dla mnie zupełne zaskoczenie. Po tych słowach obaj odetchnęliśmy… Zanotowałem później, że wtedy coś się dokonało, zarówno w odbiorze przeze mnie osobowości mojego nauczyciela i mistrza, jak też i w samym Profesorze. Zrozumiałem, że to jedno zdanie, na które zdobył się Profesor, zaświadczyło o Jego wielkości. To były słowa dobrze przemyślane, a we mnie przywołały nasze pierwsze spotkanie, gdy zgłosiłem się, aby wykonywać pracę magisterską.


Zostałem w tym Zakładzie do roku 2003. Pracę w Katedrze Fizjologii Roślin rozpocząłem jako student, po zdaniu magisterium zostałem asystentem technicznym, później starszym asystentem i, po obronie pracy doktorskiej, adiunktem.


Prowadziłem zajęcia z fizjologii roślin – ćwiczenia i wykłady, pracownie specjalistyczne i magisterskie z zakresu fizjologii roślin i wybranych zagadnień z mikrobiologii oraz wykłady fakultatywne. W badaniach naukowych kontynuowałem zagadnienia poszukiwania producentów antybiotyków, głównie z bakterii, bójczych dla prątków gruźlicy, a także badania nad skażeniem gleb i roślin metalami ciężkimi w Polsce i na Spitsbergenie. Wypromowałem 53 magistrów z kierunków botanika, mikrobiologia i biochemia. Odbyłem staż naukowy w Instytucie Gruźlicy w Warszawie oraz 6 wypraw naukowych na Spitsbergen, gdzie poszukiwałem bakterii antagonistów prątka gruźlicy. Pokłosiem moich badań naukowych są publikacje w specjalistycznych pismach, udział w licznych konferencjach, zjazdach i sympozjach, wygłaszane referaty. Wśród publikacji są także moje przemyślenia związane z twórczością artystyczną.


*

Tuż po studiach, w roku 1962 założyłem rodzinę. Moją żoną została Barbara Zofia Leszczyńska, koleżanka ze studiów chemicznych, specjalizująca się w chemii fizycznej.

 

Mamy dwoje dzieci: syna Macieja Pawła, filologa zajmującego się szkoleniami dla dorosłych oraz córkę Magdalenę Sabinę, historyka sztuki, malarkę oraz ilustratorkę książek. W roku 1989 przyszły na świat moje wnuczki bliźniaczki: Sabina, z wykształcenia prawnik i Aleksandra, z wykształcenia psycholog kliniczny, zaś w roku 2018 wzbogaciliśmy się z żoną o prawnuczkę Miję Helenę.

 

*

 

Przechowuję w moim domowym archiwum wiersz Sergiusza Riabinina, pisany w Laskach Warszawskich w marcu 1980 roku, który poświęcił mojej osobie:

 

Sergiusz Riabinin – Zbigniewowi Jóźwikowi
… nie ułożę życia w szufladkach
nie ustawię na półkach
nie porozlewam w kubki
nie zasieję w doniczce
jeżeli hula po mnie
jak wiatr po lesie,
co nie ominie
żadnego drzewa,
żadnego liścia
kępki zeschłego ziela…
Tak było zawsze i tak jest nadal. Mimo podeszłego już wieku…

Wielość moich zainteresowań i potrzeba ich realizacji sprawiają, że wciąż staram się je ogarniać. Ważne, ba – najważniejsze, są przy tym pomysły twórcze. Pojawiają się znienacka i często są tak wyraziste. Ten wiatr opisany przez poetę – przyrodnika był ze mną od zawsze. W twórczości plastycznej dotyczy to tworzenia ekslibrisów, ilustracji książkowych, a także wolnej grafiki i rysunku.

 

W roku 1974, mając już w swoim dorobku kilkanaście ekslibrisów rytowanych w linoleum, zostałem namówiony przez znawcę i kolekcjonera z Warszawy, Stefana Kotarskiego do wzięcia udziału w konkursie ogłoszonym z okazji Międzynarodowego Kongresu Ekslibrisowego w Jugosławii. Tematem konkursu było hasło „Książka zbliża narody”. Pojechałem na konkurs do Bled i jakież było moje zaskoczenie, gdy na otwarciu Kongresu, ogłaszając wyniki Jury, wymieniono wśród nagrodzonych także moją osobę. Nikomu nieznany grafik z Polski został wyróżniony II nagrodą. Otworzyła mi ona drzwi do świata twórców i kolekcjonerów znaków książkowych. Już w czasie trwania Kongresu otrzymałem zamówienia na wykonanie ekslibrisów od dwu kolekcjonerów z Belgii. Zaczęły napływać kolejne. Przy okazji nawiązywania kontaktów ze znawcami i grafikami znaków książkowych zdecydowałem się także na gromadzenie i wymianę tych miniatur graficznych.

 

I tak oto przekroczyłem już liczbę 800 wykonanych przeze mnie znaków dla osób różnych zawodów, w Polsce i na świecie. Brałem i biorę udział w licznych wystawach i konkursach ekslibrisów, piszę artykuły na temat znaku książkowego. Odbyło się już blisko 100 moich indywidualnych wystaw.

 

Ekslibris, ta mała forma graficzna, jest dla mnie wyjątkową przygodą twórczą. Głównie poprzez osobisty kontakt z zamawiającym. Staram się, aby poprzez rozmowę uzyskać wystarczający materiał do zbudowania obrazu właściciela księgozbioru, z jego zainteresowaniami, tematyką zbioru książek i specyfiką charakteru zamawiającego. Znak książkowy to portret właściciela.

 

*

 

Ilustracje książkowe są dla mnie okrasą ksiąg. Lubię ilustrować poezję, przedstawiając w rysunku lub grafice moje skróty myślowe o określonym utworze poetyckim, korespondujące – mam nadzieję – ze skrótem myślowym poety. I wtedy wiersze utkane są kreską i słowem.

 

Miałem szczęście ilustrować strofy poetyckie Karola Wojtyły, Jego czterech tomików: „Myśląc Ojczyzna”, „Promieniowanie Ojcostwa”, „Kościół” i „Stanisław”. Ilustrowałem także monumentalne dzieło Sióstr Niepokalanek z Szymanowa – „Z dawna Polski Tyś Królową. Koronowane Wizerunki Matki Bożej” (ukazało się 5 wydań), a także poezję Adama Mickiewicza, Czesława Miłosza, Waldemara Michalskiego, Waldemara Oskiery Tadeusza Chabrowskiego oraz mojego przyjaciela, Sergiusza Riabinina. I innych.

 

*

 

Trzeci nurt w obrębie twórczości artystycznej to wolna grafika i rysunki, w których nie jestem obciążony sugestiami czy twórczością drugiej osoby. Tutaj ten wiatr, o którym pisał Riabinin, jest przezroczysty i najbardziej swobodny w swoim działaniu. Przez ponad 50 lat powstało szereg moich cykli graficznych, wydałem kilkanaście tek i albumów. Poprzez grafikę warsztatową wypowiadałem się dogłębniej, znacząc wydarzenia i to, co nieuchwytne, na styku zdarzeń.

 

Główne cykle graficzne mojej twórczości to Madonny, Krzyże, Osiedla ludzkie, Procesy stawania się, Zielnik, Spitsbergen. Są też grafiki okazjonalne, jak karty świąteczne, wizytówki, grafiki dedykowane. To wszystko mieści się w zadaniach jakie stoją przed sztuką. Trafnie to ujął Zbigniew Herbert:

Zadaniem sztuki nie jest rozwiązywanie zagadek, ale uświadomienie ich sobie, pochylenie głowy przed nimi, a także przygotowanie oczu na nieustający zachwyt i pragnienie miłości.

 

Po wielokroć tego doświadczałem, ale dogłębniej w czasie sześciu wypraw na Spitsbergen, na tej „ziemi, nie ziemi, a jednak ziemi” (ZJ 1987-2000).

 

Wracając do słów Ludwika Hirszfelda o twórczości naukowej i artystycznej: miałem szczęście zaistnieć nimi jednocześnie, w książkach naukowych z moimi artykułami i grafikami. Obie sfery, które spotkały się w książkach, uzupełniały się treściowo. Zapewne są one odrębne jako dyscypliny, ale jako twórczość kroczą razem.

 

*

W moim wielowątkowym życiu miałem szczęście spotkać i współpracować z wieloma interesującymi ludźmi, często pasjonatami, zarówno w pracy zawodowej, jak też w działalności artystyczno-literackiej, bibliofilskiej czy społecznej. Wielu z nich odeszło na wieczny odpoczynek, o niektórych należy wspomnieć.

 

Wśród ludzi nauki wspominałem już mojego mistrza i promotora, Profesora Adama Paszewskiego. Oraz Sergiusza Riabinina, z którym łączyła mnie wieloletnia przyjaźń, zaś nasze wspólne działania poetycko-graficzne uwieńczone zostały osiemnastoma pozycjami książkowymi, w tym o Św. Franciszku, Św. Maksymilianie, Matce Bożej, a także o Sezonowych Rytmach Przyrody oraz książką „Rosnąć można tylko z ziemi… O biologii nieco inaczej”. W moim przyjacielu płynęła, jak sam wspominał, krew rosyjska, niemiecka i francuska. Napisałem kiedyś, że doskonale sobie z tym radził. Daj Boże więcej takich Polaków, choć nie płynęła w nim ani jedna kropla polskiej krwi! Za życia niedoceniany – za poglądy, a także postawę człowieka walczącego o prawdę.

 

Z prof. Tadeuszem Baszyńskim, kolejnym moim szefem w Zakładzie Fizjologii Roślin, związany byłem przez całe moje życie akademickie. Po przejściu na emeryturę prof. Adama Paszewskiego, prof. Baszyński został Kierownikiem Zakładu. Od strony naukowej zajmowaliśmy się odrębną tematyką badawczą. Nieoficjalnie zastępowałem profesora zarówno w pracy administracyjnej, jak i dydaktycznej. Osiągnął wszystkie zaszczytne funkcje akademickie, łącznie z wyróżnieniem honorowym doktoratem Honoris Causa. Odwołany ze stanowiska rektora w czasie stanu wojennego (1982 r.), zyskał opinię obrońcy człowieka.

 

Na uniwersytecie poznałem także geografa Profesora Jana Ernsta, założyciela we Lwowie w okresie międzywojennym ubiegłego wieku chóru Eryana. Razem z nim i Sergiuszem Riabininem tworzyliśmy trio artystyczne: poeta, muzyk i grafik. Wydaliśmy wspólnie książeczkę „Słuchając piosenek Eryana” z poezją Riabinina i moimi rysunkami.

 

Z czasów studenckich obejmuję także pamięcią prof. chemii nieorganicznej Włodzimierza Hubickiego z jego doskonałymi wykładami i specyficznym poczuciem humoru. Był, razem z prof. Adamem Paszewskim, współpromotorem mojej pracy magisterskiej. Zajmował się także alchemią, którą i ja się interesowałem. Zrobiłem dla niego ekslibris z wyobrażeniem węża Uroborosa, gryzącego się we własny ogon z czterema żywiołami i księgą Sędziwoja „Novum Lumen Chimicum”.

 

Wśród moich braci polarników pochylam głowę przed szefem wypraw na Spitsbergen, geomorfologiem prof. Kazimierzem Pękalą. Nazywaliśmy go po prostu „Kazek”. To on w 1987 roku zaproponował mi uczestnictwo w wyprawie i wiele nauczył z zakresu polarystki. Człowiek o ogromnym doświadczeniu polarnika, całkowicie oddany Arktyce. Do końca swego życia nauczał studentów. Założył naszą lubelską bazę polarną na Spitsbergenie. Zmarł nagle, po krótkim pobycie w szpitalu. Był pomysłodawcą, inicjatorem i, z ramienia Uniwersytetu, wydawcą mojego albumu graficznego pt. „Spitsbergen”. Przełamał barierę wejścia linorytów do książek naukowych i mojego, do pewnego stopnia, odosobnienia jako grafika w życiu uczelni. Zdecydował, aby moje grafiki były nieodłącznie związane z publikacjami naukowymi. Chwała Mu za to!

 

Kolejny polarnik i kolega ze studiów – prof. Florian Święs. Geobotanik i góral. Razem wyjeżdżaliśmy na wyprawy polarne. To dzięki niemu poznałem dogłębnie florę Spitsbergenu. Zaprawiony w badaniach terenowych, opisał setki roślin tam zebranych, łącząc je ze stanowiskami glebowymi.

 

W grupie grafików, a zarazem literatów wspominam mojego przyjaciela Zbigniewa Strzałkowskiego, z wykształcenia historyka sztuki, twórcy i kolekcjonera ekslibrisów, Kawalera Orderu Białego Kruka ze Słonecznikiem. Złączyła nas sztuka. Współtworzyliśmy studencką grupę „Inops”. Wierny przyjaciel.

 

Z bliskich mi grafików i kolekcjonerów przywołuję także grafików z Litwy – Wincasa Kisarauskasa, z Moskwy – Jewgienija Golachowskiego, Anatola Kałasznikowa, Hermana Ratnera, z Łotwy – Peterisa Upitisa, z Czech – Radislawa Ruska i Dusana Janouska, Słowenii – Rajko Pavloveca i Kristę Kavčič, Danii – Lorenza May’a i Jergena Pedersena, Niemiec – Juliusza Cieślika, Arno Piechorowskiego, Herberta Ott, Konrada Grudę, Karla Dedeciusa, Sigrid Gottmannn i wielu innych…

 

Wszyscy oni to jedna wierna drużyna oddanych w przyjaźni, pasji twórczej, w nauce
i sztuce. Pozostawili po sobie trwałe ślady, a także szczególną pamięć.

 

(-) Zbigniew Jóźwik

Adwent w Jóźwiczówce II w 2019 roku

Nagrody, wyróżnienia

  • II nagroda za ekslibris „Książka zbliża narody” na Międzynarodowym Kongresie Ekslibrisowym w Bled (Jugosławia) 1974,
  • II nagroda i srebrny medal za grafiki „Taniec pszczół” i „Stary ul” w międzynarodowym konkursie „Pszczoła i jej produkty”, Portoroż (Jugosławia) 1978,
  • II nagroda za grafikę „Dobry Pasterz” w międzynarodowym konkursie „750 lat miasta Kamnik” (Jugosławia) 1979,
  • III nagroda za zestaw ekslibrisów w ogólnopolskim konkursie na ekslibris „Rawicz 80”, 1980,
  • Nagroda za zestaw ekslibrisów w ogólnopolskim konkursie „Rawicz 82”, „Rawicz 83”, „Rawicz 84” – 1982, 1983, 1984,
  • Nagroda Błogosławionego Brata Alberta Adama Chmielowskiego za wybitne osiągnięcia w grafice sakralnej, Kraków 1985,
  • Nagroda „Złota płytka” (Gold Plate) – Premio d’Italia 1986 przyznana przez Accademia Italia Centro Bedriako (Włochy) 1986,
  • Nagroda Złota Palma Europy (Golden Palm of Europae) przyznana przez Accademia D’Europa (Włochy) 1987,
  • I nagroda za grafikę „Stary Dąb” w konkursie „Człowiek i środowisko”, Lublin 1994,
  • Medal za zestaw prac na I Krakowskim Biennale Ekslibrisu Polskiego, Kraków 1994,
  • II nagroda za ekslibris dla Miejskiej Biblioteki w Krasnymstawie, 2003,
  • I nagroda w plastyce w Ogólnopolskim konkursie poezji, pieśni i plastyki „O Dar Eucharystii”, Ludwin 2005,
  • I nagroda za grafikę w Międzynarodowym Konkursie „Anioły i Ptaki”, Utena (Litwa) 2004,
  • Nagroda Prowincji Św. Antoniego i Błogosławionego Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów) w Krakowie z wpisem do Księgi Przyjaciół i Dobrodziejów, Kraków 2007,
  • Dyplom na XVI International Biennal Ekslibris Exhibition In Vilnius Lithuania, Wilno (Litwa) 2010,
  • Nagroda za grafikę „Obecność” w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim i Plastycznym „Wierność Chrystusa. Wierność Kapłana”, Świdnik 2010,
  • III nagroda za grafikę w Międzynarodowym Konkursie „Solidarność narodów”, Gdańsk 2010,
  • Dyplom na Międzynarodowym Konkursie Ekslibrisowym, Kłajpeda (Litwa) 2011,
  • Nagroda im. Witolda Hulewicza za całokształt twórczości graficznej, Warszawa 2014,
  • Nagroda Towarzystwa Bibliofilów Polskich w Warszawie na XXIII Biennale Współczesnego Ekslibrisu, Malbork 2011,
  • Nagroda Kulturalna Województwa Lubelskiego, Lublin 2014,
  • Nagroda „Angelus artystyczny” za całokształt twórczości, Lublin 2017,
  • Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Jubileuszowa za całokształt twórczości, Warszawa 2017,
  • Wyróżnienie „Honoris gratia” nadane przez Prezydenta Miasta Krakowa, Kraków 2010.

Odznaczenia

  • Złoty Krzyż Zasługi,
  • Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski,
  • Krzyż Oficerski Odrodzenia Polski,
  • „Gloria Artis – Zasłużony Kulturze,
  • Medal Komisji Edukacji Narodowej,
  • Zasłużony dla Lubelszczyzny,
  • Zasłużony Działacz Kultury,
  • Zasłużony dla Lublina,
  • Kawaler Orderu Białego Kruka ze Słonecznikiem,
  • Order Świętego Stanisława III klasy,
  • Medal Prezydenta Miasta Lublina,
  • Złoty Medal i tytuł Akademika Accademia Italia delle Arti e del Lavoro za całokształt twórczości artystycznej (Włochy),
  • „Godność czynienia dobro” nadana przez Radę Dzielnicy Węglin Północny w Lublinie, 2017,
  • Stały zamiejscowy mieszkaniec Kwiatonowickiego Dworu, Kwiatonowice 2008.

Dyplomy (niektóre) i medale

  • Dyplom grawerowany od Prezydenta Miasta Lublina z okazji 90-lecia istnienia Lubelskiego Towarzystwa Miłośników Książki, Lublin 2016,
  • Dyplom na III Biennale Międzynarodowym Małych Form Graficznych i Ekslibrisu w Brześciu (Białoruś) 2014,
  • Dyplom uznania z okazji Jubileuszu 55-lecia działalności Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Lublinie od Marszałka Województwa Lubelskiego, Lublin 2019,
  • Medal 700-lecia Miasta Lublin. 1317-2017, przyznany przez Prezydenta Miasta Lublin, 2017,
  • Medal Unii Lubelskiej przyznany przez Prezydenta Miasta Lublin, 2017,
  • Jubileuszowy medal pamiątkowy z okazji 110 rocznicy powstania Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, 2018

Członkostwa

  • Polskie Towarzystwo Biochemiczne,
  • Klub Polarny Polskiego Towarzystwa Geograficznego,
  • Współzałożyciel i członek Kapituły Orderu Białego Kruka ze Słonecznikiem, Pieczętarz – Sekretarz,
  • Współzałożyciel i członek honorowy Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Lublinie,
  • Członek Honorowy Towarzystwa Bibliofilów Polskich w Warszawie,
  • Członek Honorowy Drustva Ekslibris Sloveniae,
  • Towarzystwo Biblioteki im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie,
  • Lubelskie Towarzystwo Miłośników Książki,
  • Współzałożyciel Studenckiej Grupy (Plastycznej) „Inops” w Lublinie,
  • Członek Teatru „Latarnia” w Lublinie.